Odszedł charyzmatyczny wojownik

    Śmierć sprawia, że dokonujemy zasadniczych przemyśleń. Nie pozwala bezrefleksyjnie uczestniczyć w pogrzebach bliskich, ważnych osób a do takich, niewątpliwie należał ks. Jan Pęzioł, niezwykle skromny i rozmodlony przewodnik na coraz bardziej poplątanych ludzkich drogach. Wszystko co robił wynikało z głębokiej wiary, z bardzo osobistej relacji do Jezusa i Jego Matki. Wąwolniccy parafianie poznali go zasadniczo jako gorliwego duszpasterza i odpowiedzialnego gospodarza parafii. Dla niepoliczonych uczestników sobotnich nabożeństw o uzdrowienie był wiarygodnym kaznodzieją oraz sumiennym spowiednikiem. Dla zniewolonych i opętanych, był nieustraszonym bojownikiem o ich wolność i powrót do Kościoła, do rodziny i normalności.

    Zwłaszcza ten wymiar posługi śp. ks. Jana pozostaje największą tajemnicą. I tak musi pozostać, jeśli nie chcemy banalizować dzieła śp. ks. Jana. Mechanizmy deprawacji, zniewolenia i opętania ludzi przed demony pozostają nieznane większości śmiertelników. Ks. Jan unikał jakiejkolwiek ostentacji. Nie chciał, aby egzorcyzmy były widowiskiem rejestrowanym przez kamery wścibskich podglądaczy. Nie każdy ksiądz odważyłby się przyjąć tę posługę na pierwszej linii walki o ludzkie dusze. Mogą to robić tylko ci, którzy mają nieposzlakowane życie. Nie każdy gotowy jest stanąć tak dosłownie między szatanem (sprawcą) a człowiekiem (ofiarą). Zwłaszcza, że nie każdy zniewolony czy opętany, od razu współpracuje z łaską egzorcyzmu. Nie każdy pozwala sobie pomóc.

    Ksiądz Jan był prawdziwy w swoim człowieczeństwie i kapłaństwie, oddany Bogu takim, jakim był, we wszystkim. Miał dużo ciepła w sobie, choć w chwilach walki o człowieka był zdecydowany i bezkompromisowy. Doceniał swojego przeciwnika, z którym przyszło mu walczyć w sobie oraz w tych, których uwalniał ze zniewolenia lub opętania. Wielu zastanawiało się jak ks. Janowi udało się przez tyle lat zachować taką wewnętrzna siłę, którą emanował. Odpowiedź leży w modlitwie!

    Pamiętam, że byłem z chórem Via Musica z Michalina na rekolekcjach w Nałęczowie i wybraliśmy się pieszo do Wąwolnicy, aby spotkać się z Matką Bożą Kębelską i z ks. J. Pęziołem. Po Mszy Św. i różańcu, poprosiliśmy o krótką katechezę o egzorcyzmach. Nie zapomnę ciszy i skupienia w sali. Ks. Jan był w swoistym transie, niczym w żywiole. Opowiadał z pasją i niespotykaną siłą przekonania, upływający czas nie miał znaczenia. Po spotkaniu kilka osób powiedziało mi, że do tej pory miało problem, by wierzyć w realność szatana. Od teraz już nie mają żadnych wątpliwości. Moc wygłoszonego świadectwa wystarczyła, by wątpiący zaczęli wierzyć. Tym bardziej niezrozumiałe są próby przemilczania lub deprecjonowania tej szczególnej posługi, która wynika wprost z Ewangelii.

    Ciekawe, że w Kościele pierwotnym posługa egzorcystów należała do najważniejszych a wyznaczani byli do niej najbardziej zaprawieni w duchowej walce prezbiterzy. W IV wieku, zwanym złotym wiekiem katechumenatu, Kościół dysponował trzema kluczami do ludzkiej duszy. Były nimi: szkoła wiary zwana katechumenatem, zwłaszcza próby serca tzw. skrutinia.

    Drugim narzędziem była surowa praktyka pokutna. Kościół wobec upadłych okazywał się karcącą z miłości matką, która nie pozwala, aby zgorszenia niszczyły wspólnotę, dlatego na pewien czas wykluczał, nadawał pokutę (nierzadko publiczną) po odbyciu której, otwierał się na powracających i okazywał im wspaniałomyślność. Znakiem był pocałunek pokoju. Liturgii przewodniczył biskup lub kapłan przez niego delegowany. Trzecim narzędziem były wielokrotne egzorcyzmy, które miały przeciąć długotrwałe i różnorakie „pępowiny” trzymające katechumenów lub ochrzczonych na uwięzi hazardu, rozwiązłości, lichwy, kazirodztwa czy igrzysk. Wtedy w Rzymie egzorcystów było więcej niż zwykłych księży(!).

    Wiele procesów sprawiło, że Kościół przez wieki rezygnował z tych życiodajnych kluczy, że łagodził dyscyplinę, a niekiedy wybierał drogę niebezpiecznych kompromisów. Niekiedy brakowało odwagi lub rozeznania. Dzisiaj zbieramy tego późne owoce. Wszystko zostało jedynie odłożone w czasie. Kościół tworzy wielu ludzi, którzy mentalnie już od dawna są poza Kościołem. Przestali się z nim identyfikować. Kompromisy w które weszli okazały się duchowo śmiertelne i dlatego posługa takich księży Janów jest bezcenna! Śmiem twierdzić, że zmarły ks. infułat bardzo wielu ludzi reanimował duchowo, bardzo wielu ocalił przed wiecznym potępieniem i nikomu, podkreślam, nikomu nie wolno tego kwestionować. Za mało wie o tej walce lub nigdy w niej nie uczestniczył.

    Istnienie szatana jest tak samo objawione jak istnienie Boga. Mówił o tym kard. J. Ratzinger w „Raporcie o stanie wiary” cytując św. papieża Pawła VI: „Mam wrażenie, że przez jakąś szczelinę wdarło się tchnienie szatana do Kościoła Bożego. Zło w świecie jest okazją i skutkiem działania w nas i w naszym społeczeństwie ciemnej i wrogie przyczyny, demona. Zło nie jest tylko brakiem, ale jest bytem żywym, duchowym, przewrotnym. Jest to straszna rzeczywistość. Tajemnicza i przerażająca. Jest w niezgodzie z nauczaniem biblijnym i kościelnym ten, kto nie chce uznać jej istnienia albo kto uważa ją za realność samoistną, nie pochodzącą również, jak każde stworzenie, od Boga, bądź też traktuje jako pseudorzeczywistość, fantastyczną personifikację nieznanych przyczyn otaczającego nas zła.”

    Jeśli nie ma diabła lub nie jest tak straszny jak go niektórzy malują, to nie mamy z kim walczyć i wszyscy prowadzimy walkę z wiatrakami. Ale prawda jest taka, że ks. Jan Pęzioł to nie Don Kichot. Wąwolnica to nie La Mancha. Maryja Dziewica to nie piękna Dulcynea. Biskup to nie oberżysta. Święcenia kapłańskie to nie pasowanie na rycerza. Katedra to nie oberża. Szatan to nie zmyślony kupiec z Toledo a spustoszenie dokonane przez demony to nie żadna mistyfikacja. Diabeł istnieje naprawdę i niestety ma się dobrze!

    Bohater Cervantesa szukał dwóch rzeczy: sławy i ludzkiej miłości. Ks. Jan ich nie pragnął. Jemu wystarczał Bóg, który jest Miłością i nadzieja życia wiecznego.

    Rację miał Przemysław Czarnek, Minister Edukacji Narodowej i Nauki,  przemawiając na pogrzebie ks. Pęzioła mówiąc: „Nie ma chyba drugiego takiego miejsca  w naszej archidiecezji i województwie, gdzie wszyscy jak tutaj jesteśmy, otrzymalibyśmy więcej prostych i głębokich lekcji o człowieku, o Bogu i o relacji Boga z człowiekiem.. Nie ma drugiego takiego miejsca, w którym bylibyśmy świadkami aż tylu cudów, uzdrowień i oczyszczeń, jak właśnie w tym miejscu, w Wąwolnicy. I wszyscy mamy głęboką wiarę i przekonanie, że to wszystko za sprawą Maryi – Matki Bożej Kębelskiej. To tutaj, w tym miejscu ks. infułat Jan Pęzioł wielokrotnie wygrał, mocą imienia Jezus, za wstawiennictwem Matki Bożej Kębelskiej, bezpośrednie batalie z szatanem, który co prawda przekonał ogromną część ludzkości, że go nie ma, ale tutaj zawsze przegrywał i tutaj zawsze będzie przegrywać. Bo tego jak z nim walczyć, uczył nas właśnie ks. infułat Jan Pęzioł. Tym samym stał się jednym z naszych najwybitniejszych i najwspanialszych nauczycieli. Nauczycieli życia, chrześcijaństwa, religijności, życia rodzinnego i kapłańskiego.”

    Odszedł dzielny wojownik i trudno będzie komukolwiek stanąć na tym samym polu walki, w tej samej zbroi i z tym samym skutkiem. Odszedł, bo tak chciał Pan, więc niech odpoczywa w pokoju! Odszedł utrudzony ale szczęśliwy. Nam ma wystarczyć to, czego dokonał.

Ks. Ryszard Winiarski